Zakaz handlu na Lubieszynie? Handlowcy alarmują: Wzrost cen jest jak cios
Handlowcy z przygranicznych targowisk w gminie Dobra doświadczyli podwyżki opłaty targowej o 500 procent. Teraz błagają o obniżenie tej stawki, jednogłośnie twierdząc, że nie będą w stanie przetrwać. W piątkowe przedpołudnie na targach ZAN w Lubieszynie liczba klientów była niewielka. Handlowcy radzili nam przyjechać po południu, ale przewidywali podobną sytuację. Cały tydzień wygląda tak samo, tylko soboty są bardziej owocne. Złote czasy zarabiania dużych sum pieniędzy na tych targach dawno minęły. Mówią nam, że te czasy przemknęły dwie dekady temu. Ponadto zauważają, że Niemcy starają się oszczędzać i robią znacznie skromniejsze zakupy niż kiedyś. Większość przedsiębiorców ciągle próbuje się otrząsnąć po pandemii.
Handlowcy dowiedzieli się o tym, co nazywają surowym wzrostem cen, 13 grudnia. Dowiedzieli się także, że zmianę uchwalili radni podczas sesji w październiku, a projekt uchwały był dostępny do przeglądania już we wrześniu. To sprawia, że handlowcy czują się zaniechani wobec gminy i radnych.
– Dlaczego nikt z nami nie porozmawiał? Dlaczego nikt nam nic nie powiedział? Wszyscy jesteśmy zszokowani. Już teraz mamy trudności. Jesteśmy w połowie miesiąca, to przecież grudzień, święta tuż za rogiem, a ja jeszcze nie zarobiłem na pokrycie wszystkich kosztów – mówi Dariusz Bednarski, jeden z handlowców.
Oprócz opłaty targowej, handlowcy muszą także płacić czynsz za stoiska (około 1000 złotych za jedno stanowisko miesięcznie), a do tego dochodzą koszty prowadzenia działalności, w tym zatrudniania pracowników. Wielu handlowców prowadzi działalność na więcej niż jednym stoisku, co dodatkowo zwiększa ich koszty.
Dlatego handlowcy określają podwyżkę jako cios w plecy, gwóźdź do trumny, końcowy cios. – Jeśli nie obniżą opłaty targowej, od stycznia mnie tu nie będzie – mówi otwarcie Jarosław Subocz, który pracuje tu od ponad 30 lat.